Nazywanie tego, co wszyscy wiemy - niedzielne kazanie biskupa Barrona

Tytuł oryginalny: Naming What We All Know — Bishop Barron’s Sunday Sermon

Data publikacji wideo: 2020-11-29

Wideo

Transkrypt po polsku

Pokój z wami i szczęśliwego nowego roku. Zbliżając się do tej pierwszej niedzieli Adwentu, zbliżamy się do początku nowego roku liturgicznego. Adwent, podobnie jak Wielki Post, jest właściwie okresem pokuty. Nieczęsto nawiązujemy takie połączenie. Widzimy to wyraźnie w odniesieniu do Wielkiego Postu. Ale wejść w Adwent , przygotować się na przyjście Zbawiciela, to wejść w naszą potrzebę Zbawiciela. Powiem to jeszcze raz. Jeśli mamy docenić przyjście Zbawiciela, musimy odczuwać instynktownie naszą potrzebę Zbawiciela. Bo jeśli nie czujemy takiej potrzeby , to znaczy, że Jezus jest: „Cóż, ciekawa postać i wielki nauczyciel etyczny”. Ale jest Zbawicielem w takim stopniu, w jakim wiemy , że mamy coś, od czego musimy być zbawioni. Często odwołuję się do programu 12 kroków, ponieważ jest on tak bogaty duchowo. A częścią tego procesu dla kogoś, kto złapał uzależnienie, jest rozpoznanie , że znalazłeś się na dnie – to jest rozpoznanie swojej potrzeby pomocy. Jeśli nadal jesteś przekonany, że nie, nic ci nie jest, możesz sam rozwiązać ten problem, nie jesteś gotowy, aby zacząć. Więc powiedziałbym w porządku duchowym, jeśli stwierdzimy, że mówimy: „Cóż, w zasadzie wszystko w porządku. Mogę to wszystko rozwiązać”. No cóż, nie będę gotowy na przyjście Zbawiciela.

I właśnie dlatego zawsze zapraszam ludzi, kiedy rozpoczynacie okres Adwentu, aby wstąpili do tego słynnego — bardzo starodawnego — hymnu , który śpiewamy podczas każdego adwentu: „Przyjdź, przyjdź, Emanuelu i wykup jeńca Izraela”. Widzisz, jeśli nie czujesz się w niewoli — zostałeś złapany, masz wokół siebie łańcuchy, z których nie możesz się uwolnić — chyba że i dopóki nie poczujesz tego wewnętrznie, nie jesteś gotowy na Zbawiciela. Dopiero kiedy w swojej samotnej niewoli wołasz: „Przyjdź, przyjdź, Emanuelu, Boże z nami”. Dopóki nie osiągniesz tego punktu, nie jesteś gotowy na przyjście Zbawiciela. Jest to więc wspaniała praktyka duchowa podczas tych tygodni Adwentu. Podzieliłbym się z wieloma ludźmi niepokojem , o którym po prostu zapominamy, że w pewnym sensie przemijamy Adwent – ​​że od Halloween jesteśmy tak pochłonięci okresem świątecznym. Nie, nie – tęsknimy za tym bardzo ważnym okresem pokutnym. Cóż, jak cudownie: Kościół daje nam teraz, na początku Adwentu, piękną lekturę. Pochodzi z sześćdziesiątego trzeciego rozdziału proroka Izajasza. A Izajasz, jak wiecie, jest wielką postacią Adwentu Starego Testamentu. Cóż, to, co robi teraz w tym fragmencie – i myślę, że jest to piękny punkt medytacji dla nas wszystkich – daje nam serię obrazów, z

których każdy ma na celu wywołanie tego poczucia straty , bólu i bezradności.

Dopóki nie wejdziemy w moc tych obrazów, nie będziemy wiedzieć, jak to jest tęsknić za Zbawicielem. Chciałbym więc pokrótce przyjrzeć się tej serii obrazów i mam nadzieję, że jeden z nich – a może dwa lub trzy z nich – przemówi do ciebie. Że powiesz: „Tak, to określa, jak się czuję”. A kiedy to się stanie , przygotowujesz się na Zbawiciela. Oto pierwszy z nich: „Dlaczego pozwalasz nam zbłądzić, Panie, z Twoich dróg?” Cóż, to starożytny obraz, nieprawdaż, to ścieżka. Być na prostej ścieżce, iść dobrze, wiedzieć, dokąd idziesz.

Dlatego grzech jest zejściem z tej ścieżki. To się gubi. Pomyśl teraz o początku „Boskiej komedii” Dantego: „Obudziłem się, by znaleźć się sam i zagubiony w ciemnym lesie , zbłądziłem z prostej ścieżki”. Teraz, bracia grzesznicy, posłuchajcie mnie. Wszyscy wiemy, jak to jest: że ścieżka, którą wiemy, że powinniśmy iść, jakoś zgubiliśmy ją. Jesteśmy w ciemnym lesie i nie wiemy już, dokąd idziemy.

Prawdopodobnie dzieje się to dziś rzadziej z powodu systemów GPS. Wiem, że przez to dzieje się mniej. Ale jestem wystarczająco stary, by pamiętać, że we wczesnych latach prowadzenia samochodu – a więc na długo przed pojawieniem się systemów GPS, a my polegaliśmy na mapach lub czyichś pisemnych wskazówkach – można było się zgubić. Jedziesz , samochód działa dobrze, jedziesz, ale nagle uświadamiasz sobie: „Nie wiem, dokąd jadę”. Lub: „Nawet nie wiem, jak rozwiązać ten problem”. Znowu, prawdopodobnie starsi ludzie pamiętają to uczucie, ale jest w tym coś wyjątkowo tonącego, prawda? To znaczy, teraz prawdopodobnie po prostu programujesz swój GPS i mówisz: „Cóż, gdziekolwiek jestem, to mnie wydostanie”. Ale lata temu pamiętam, że znajdowałem się w sytuacjach „jestem zagubiony i nie wiem, jak rozwiązać problem”.

O rany, pamiętam, że jako dziecko najpierw uczyłem się jeździć , miałem może siedemnaście lat i byłem w Chicago. A ja byłem z przedmieść Chicago, więc nie znałem dobrze miasta. I w pewnym momencie jechałem, szukając chyba wjazdu na autostradę i po prostu nie wiedziałem. Nie wiedziałem, gdzie to jest.

W końcu jakoś dotarłem do domu. Ale wejdź w to uczucie. To mój punkt. Myślę, że to jest punkt widzenia Izajasza. Wejdź w to uczucie, że zboczyłem ze ścieżki, która prowadzi mnie do Boga i nie wiem, jak na nią wrócić.

Kiedy wchodzisz do tej przestrzeni, zaczynasz tęsknić za Zbawicielem.

Biblia często używa tego wyobrażenia gwiazd, a to dlatego, że starożytne ludy kierowały się gwiazdami. Już nie, ale oni to zrobili. Polegali na gwiazdach. A jeśli straciłeś z nimi kontakt, to była „katastrofa” — a to słowo dosłownie oznacza upadek gwiazd. Prawidłowy? Nie wiem dokąd idę.

Oto drugi obraz z Izajasza: „Dlaczego pozwalasz nam… zatwardzać nasze serca , abyśmy się ciebie nie bali?”

Serce, serce — Biblia kocha ten obraz.

Nie oznacza tu tak bardzo fizycznego organu, ale rdzeń – to łacińskie słowo „cor” oznaczające serce – rdzeń twojej osoby; centrum, prawda? Najgłębsza podstawa tego, kim jesteś — to serce. Problemem jest twarde serce. Teraz dlaczego? Ponieważ Bóg zajmuje się kształtowaniem naszych serc , abyśmy stali się Jego uczniami , Jego dziećmi i naśladowcami. Bóg chce ukształtować nasze jądro, abyśmy mogli być takimi ludźmi, jakimi chce, abyśmy byli. Kiedy św. Paweł mówi ekstatycznie: „Już nie ja żyję. To Chrystus żyje we mnie”. Cóż, to ktoś, kto ma miękkie serce. Widzisz co mam na myśli? Miękki, aby Bóg mógł go kształtować.

Twardość serca oznacza, że ​​moje serce stało się jak krucha glina. I tak, kiedy Bóg próbuje to ukształtować , serce pęka. Teraz biorę ten obraz od św. Ireneusza, jednego z moich duchowych bohaterów. To dobrze, prawda? Twarde serce — jest kruche. I tak, kiedy Bóg stosuje swoją zbawczą presję, jeśli chcesz, serce pęka.

To, czego Bóg pragnie, to miękkie serce , serce gotowe do ukształtowania.

W czasie tego Adwentu zastanówcie się nad tym doświadczeniem zatwardziałości serca. Czy jesteś odporny na to, co Bóg chce, abyś robił i chciał, abyś był?

Jeśli serce jest twarde – a jest ono w każdym z nas grzeszników – cóż, to znaczy, nie mogę go zmiękczyć własnymi wysiłkami. Czego potrzebuję? Potrzebuję łaski. Potrzebuję nadejścia tego świętego deszczu , który zmiękczy kruche serce. „O przyjdź, przyjdź Emmanuelu i zmiękcz moje serce, aby Bóg mógł je ukształtować”.

O to dobrze się modlić podczas Adwentu. Oto trzeci obraz z Izajasza:

„Oto gniewasz się, a my jesteśmy grzeszni”.

Moje pokolenie wychowało się z pewnego rodzaju niechęcią, wrogością do idei gniewu Bożego. Nigdy nie chcieliśmy wyobrażać sobie Boga jako rozgniewanego. To była staromodna duchowość. Och, ale przyjaciele, powiem wam: nie można uniknąć gniewu Bożego w Biblii. To znaczy, praktycznie na każdej innej stronie Biblii jest jakieś odniesienie do gniewu Bożego.

Nie możemy po prostu udawać, że tego nie ma. Otóż, jak powiedziałem wam wcześniej, nie oznacza to, że Bóg popadł w jakiś negatywny stan emocjonalny. Nie myśl o tym jako o tym, jak się gniewamy. To metafora wyrażająca Bożą pasję do naprawienia rzeczy. To jest gniew Boga: Jego pasja, aby wszystko naprawić.

To, co my grzesznicy właściwie odczuwamy, to gniew Boży, ponieważ wiemy, że jesteśmy na złej ścieżce. Wiemy, że nasze serca są zatwardziałe. Wiemy, że nie jesteśmy ludźmi, których Bóg chce, abyśmy byli. Kiedy więc doświadczamy Boga , doświadczamy, że jest na nas zły. Ponownie, nie emocjonuj się językiem i zamień Boga w dysfunkcyjnego ojca. Nie mam tego na myśli. Ale czujemy to wyobcowanie od Boga.

Mogę zasugerować: to w pewnym sensie dobra rzecz dla nas grzeszników. Zły stan rzeczy jest wtedy , gdy przytępiamy naszą wrażliwość; nie jesteśmy nawet świadomi Bożego gniewu na nas, naszej alienacji od Boga. Nie? Nie. Adwent to świetny czas, aby nawiązać kontakt z faktem, że nie jesteśmy ludźmi, których Bóg chce, abyśmy byli, i że ma pasję, aby naprawić w nas sprawy. „Jestem w porządku, a ty jesteś w porządku”. To była ta słynna książka z czasów, gdy byłam dzieckiem. Głupi. Najgłupszy tytuł, najgłupszy pomysł duchowo na świecie. Jest to całkowicie odrażające dla biblijnej wyobraźni. „Jestem w porządku, a ty jesteś w porządku”. Więc kto potrzebuje Zbawiciela? Kto w końcu potrzebuje Boga , jeśli u mnie wszystko w porządku, a u ciebie w porządku? Nie? Nie. U nas sprawy mają się nie tak. I doświadczamy Boga jako gniewnego , pragnącego naprawić wszystko. Przenieście się do tej przestrzeni, bracia grzesznicy, a przygotowujecie się na przyjście Zbawiciela. A teraz jeszcze jedno, znowu z Izajasza 63: „Wszystkie nasze dobre uczynki są jak zanieczyszczone szmaty; wszyscy zwiędli jak liście… nasza wina unosi nas jak wiatr”. Każdy z nich jest potężny, prawda? Każdy. „Wszystkie nasze dobre uczynki są jak zanieczyszczone szmaty”. Teraz nie podpisuję się tutaj – podobnie jak Izajasz – do pewnego rodzaju poglądu na totalną deprawację. Na przykład: „Ja po prostu… nie ma we mnie nic dobrego ”. Jednak to, co jest tutaj komunikowane, to to, że wszystko w nas jest do pewnego stopnia splamione grzechem. To prawda. Nawet najlepsze rzeczy, które robimy, nawet najlepsze rzeczy, które osiągamy, są do pewnego stopnia skażone grzechem. Nie mogę na nich spocząć , jakbym mówił: „Och, świetnie sobie radzę, ponieważ osiągam dobre rzeczy lub czasami jestem uczciwą osobą”. Cóż, to nie wystarczy! Znasz to cudowne opowiadanie Flannery O’Connor zatytułowane „Objawienie”, w którym chodzi o przebicie się przez skorupę obłudy? Na końcu tej cudownej historii pojawia się mistyczna wizja cnotliwych podejmujących koniec tej wielkiej procesji do nieba, a następnie cudowna linijka: „Widzili, że nawet ich cnoty zostały wypalone”. Myślę, że właśnie o tym mówi Izajasz: „Spójrz, nawet nasze cnoty, nawet najlepsze w nas, są splamione grzechem”.

„Wszyscy zwiędliśmy jak liście”. Po prostu trzymaj się tego obrazu. Nie liść, który kwitnie w środku lata, ale martwy, uschnięty liść, który zaraz zostanie zdmuchnięty. Bez życia. Tak to jest być odciętym od Boga, gdy tracę życie. usycham. Moje zdolności nie są tym, czym powinny być.

„Nasza wina unosi nas jak wiatr”. Czy to znowu prawda, bracia grzesznicy? Wszyscy wiemy, jakie to uczucie, kiedy znam swoją winę, i to mnie pozbawiło życia. „Przyjdź, przyjdź, Emanuelu i wykup jeńca Izraela”.

Czy możesz identyfikować się z którymś z tych obrazów? Mogę. Zaufaj mi, mogę. Dobrze. Dobrze. To wspaniały sposób na przygotowanie się teraz na przyjście Zbawiciela. I zakończę tym , ostatnim obrazem z naszej lektury. To rodzaj kody: „Ale, Panie, jesteś naszym ojcem, my gliną… ty garncarzem: wszyscy jesteśmy dziełem twoich rąk”. Znowu obraz giętkiej gliny.

Jeśli pozwolimy się teraz kształtować przez Boga, możemy stać się ludźmi, którymi On chce, abyśmy byli.

Skontaktuj się z zatwardziałością swojego serca. Bądź otwarty na łaskę, która nadejdzie w Boże Narodzenie, aby Bóg mógł teraz ukształtować twoje serce i ukształtować twoje życie, aby było takie, jakie chce. Niech cię Bóg błogosławi.

Transkrypt po angielsku

Peace be with you, and happy new year. As we come to this first Sunday of Advent, we come to the beginning of a new liturgical year. Advent, like Lent, is properly a penitential season. We don’t often make that connection. We see it clearly in regard to Lent. But to enter into Advent, to prepare for the coming of the Savior, is to enter into our need for a Savior. Let me say that again. If we’re going to appreciate the coming of the Savior, we have to feel, viscerally, our need for a Savior. Because if we don’t feel the need, well then Jesus is, “Well, interesting figure and great ethical teacher.” But he’s Savior in the measure that we know we’ve got something we need to be saved from. I often reference the 12-step program because it’s so rich spiritually. And part of that process for someone who’s caught in an addiction is to recognize that you’ve hit bottom —that’s to recognize your need for help. If you’re still convinced that, well, no, you’re okay, you can solve this problem yourself, you’re not ready to begin. So I’d say in the spiritual order, if we find ourselves saying, “Well, I’m basically fine. I can solve all this.” Well then, I’m not going to be ready for the coming of the Savior.

And that’s why I always invite people, as you commence the Advent season, to enter into that famous —it’s very ancient— hymn that we sing at every Advent: “O come, O come, Emmanuel, and ransom captive Israel.” See, unless you feel captive —you’re caught, you’ve got chains around you that you can’t extricate yourself from— unless and until you feel that viscerally, you’re not ready for the Savior. Only when in your lonely captivity, you cry out, “O come, O come, Emmanuel, God with us.” Until you reach that point, you’re not ready for the coming of the Savior. And so that’s a great spiritual practice during these weeks of Advent. I would share with many people the worry that we just forget, we sort of blow past Advent —that we’re so caught up in the Christmas season from Halloween on. No, no —we miss this very important penitential season. Well, how wonderful: the Church gives us now, as we commence Advent, a beautiful reading. It’s from the sixty-third chapter of the prophet Isaiah. And Isaiah, as you know, is the great Old Testament Advent figure. Well, what he does now in this passage —and I think it’s a beautiful point of meditation for all of us— he gives us a series of images,

each one meant to evoke this sense of loss and pain and helplessness.

Until we enter into the power of these images, we won’t know what it’s like to long for the Savior. So what I want to do just very briefly is look at this series of images, and my hope is that one of them —or two or three of them, maybe—will speak to you. That you’ll say, “Yeah, that names how I feel.” And when that happens, you’re getting ready for the Savior. So here’s the first one: “Why do you let us wander, O LORD, from your ways?” Well, that’s an ancient image, isn’t it, is the path. To be on the straight path, to walk aright, to know where you’re going.

Therefore, sin is a wandering off that path. It’s getting lost. Think now of the beginning of Dante’s “Divine Comedy”: “I woke to find myself alone and lost in a dark wood, having wandered from the straight path.” Now, fellow sinners, listen to me. We all know what this is like: that the path that we know we should walk, somehow we’ve lost track of it. We’re in a dark wood, and we don’t know anymore where we’re going.

This probably happens less today because of GPS systems. I know it happens less because of that. But I’m old enough to remember in my early years of driving —so, long before there were GPS systems, and we relied on maps or someone’s written directions— that you’d find yourself lost. You’re going along, the car’s working fine, and you’re moving along, but you suddenly realize, “I don’t know where I’m going.” Or, “I don’t even know how to correct this problem.” Again, probably older people remember that feeling, but there’s something uniquely sinking about it, isn’t there? I mean, now you probably just program your GPS and say, “Well, wherever I am, it’ll get me out.” But years ago, I remember being in those situations of “I’m lost, and I don’t know how to fix the problem.”

Gosh, I remember as a kid, I was first learning how to drive, and I was maybe seventeen or so, and I was in Chicago. And I was from the suburbs of Chicago, so I didn’t know the city that well. And at one point I was driving, looking for, I think, an expressway entrance, and I just didn’t know. I didn’t know where it was.

Eventually I got home somehow. But enter into that feeling. That’s my point. That’s I think Isaiah’s point. Enter into that feeling that I’ve wandered from the path that leads me to God, and I don’t know how to get back on it.

When you enter into that space, you start longing for a Savior.

The Bible often uses that imagery of the stars, and that’s because ancient peoples navigated by the stars. We don’t anymore, but they did. They relied on the stars. And if you lost contact with them, that was a “disaster” —and that word literally means the falling of the stars. Right? I don’t know where I’m going.

Here’s a second image from Isaiah: “Why do you let us … harden our hearts so that we fear you not?”

The heart, the heart —Bible loves that image.

Doesn’t mean the physical organ so much here, but the core —that’s the Latin word, “cor,” for heart —the core of your person; the center, right? The deepest ground of who you are —that’s the heart. What’s the problem is a hard heart. Now, why? Because God is about the business of shaping our hearts so that we become his disciples and his children and his followers. God wants to shape the core of us so that we can be the people he wants us to be. When St. Paul says, ecstatically, “It’s no longer I who live. It’s Christ who lives in me.” Well, that’s someone who has a soft heart. You see what I mean? Soft so that God can shape it.

Hardness of heart means my heart’s become like brittle clay. And so when God tries to shape it, the heart shatters. Now, I’m taking that image from St. Irenaeus, one of my spiritual heroes. It’s good, isn’t it? The hard heart—it’s brittle. And so when God applies his saving pressure, if you want, the heart shatters.

What God desires is a supple heart, a heart that is ready to be shaped.

This Advent, reflect on that experience of hardness of heart. Are you resistant to what God wants you to do and wants you to be?

If the heart is hard —and it is in all of us sinners— well, I mean, I can’t soften it through my own efforts. What do I need? I need grace. I need the incoming of that sacred rain that will soften the brittle heart, “O come, O come, Emmanuel, and soften my heart that God might shape it.”

That’s a good thing to pray for during Advent. Here’s a third image from Isaiah:

“Behold, you are angry, and we are sinful.”

My generation was brought up with a sort of antipathy, a hostility, to the idea of God’s anger. We never wanted to imagine God as angry. That was old fashioned spirituality. Oh, but friends, let me tell you: you can’t avoid the anger of God in the Bible. I mean, it’s on practically every other page of the Bible, is some reference to God’s anger.

We can’t just pretend that’s not there. Now, as I’ve said to you before, it doesn’t mean that God’s fallen into some negative emotional state. Don’t think of it as the way we become angry. It’s a metaphor to express God’s passion to set things right. That’s God’s anger: his passion to set things right.

What we sinners properly feel is the anger of God, therefore, because we know we’re on the wrong path. We know our hearts have been hardened. We know we’re not the people God wants us to be. And so when we experience God, we experience him as angry with us. Again, don’t emotionalize the language and turn God into a dysfunctional father. I don’t mean that. But we feel this alienation from God.

May I suggest: that’s a good thing in a way, see, for us sinners. The bad state of affairs is when we dull our sensitivity; we’re not even aware of God’s anger with us, our alienation from God. No, no. Advent’s a great time to get in touch with the fact that we’re not the people God wants us to be, and that he’s got a passion to set things right in us. “I’m Okay and You’re Okay.” That was that famous book from when I was a kid. Stupid. Stupidest title, stupidest idea spiritually, ever. It’s completely repugnant to the biblical imagination. “I’m Okay and You’re Okay.” Then who needs a Savior? Who needs God, finally, if I’m okay and you’re okay? No, no. Things are off-kilter with us. And we experience God as angry, as desirous of setting things right. Move into that space, fellow sinners, and you’re getting yourself ready for the coming of the Savior. Now, here’s another one, again from Isaiah 63: “All our good deeds are like polluted rags; we have all withered like leaves … our guilt carries us away like the wind.” Each one of those is powerful, isn’t it? Each one. “All our good deeds are like polluted rags.” Now, I’m not subscribing here —and neither is Isaiah— to a sort of total depravity view. Like, “I’m just—there’s nothing good in me at all.” What’s being communicated here, though, is everything in us, to some degree, is tainted by sin. That’s true. Even the best things we do, even the best things we accomplish, are tainted to some degree by sin. I can’t rest on those, as though, “Oh, I’m doing great because I accomplish some good things, or occasionally I’m an upright person.” Well, that’s not enough! You know that wonderful Flannery O’Connor short story called “Revelation,” which is all about breaking through the carapace of self-righteousness? At the end of that marvelous story, there’s a mystical vision of the virtuous taking up the end of this great procession to heaven, and then the wonderful line, “They saw that even their virtues were being burned away.” That’s the point I think Isaiah’s making is, “Look, even our virtues, even the best in us, is tainted by sin.”

“We have all withered like leaves.” Just hang on to that image. Not a leaf that’s flourishing at the height of the summer, but a dead, withered leaf that’s just about to be blown away. Lifeless. That’s what it’s like to be cut off from God is I become lifeless. I wither up. My faculties are not what they’re supposed to be.

“Our guilt carries us away like the wind.” Isn’t it true, again, fellow sinners? We all know what that feels like, when I know my guilt, and it’s made me lifeless. “O come, O come, Emmanuel, and ransom captive Israel.”

Can you identify with any of these images? I can. Trust me, I can. Good. Good. That’s a great way to prepare now for the coming of the Savior. And I’ll end with this, the last image from our reading. It’s kind of a coda: “Yet, O LORD, you are our father; we are the clay … you the potter: we are all the work of your hands.” There’s the image again of the supple clay.

If we allow ourselves now to be shaped by God, we can become the people he wants us to be.

Get in touch with the hardness of your heart. Be open to the grace that will come at Christmas, that God now can shape your heart and shape your life to be what he wants it to be. And God bless you.