Uwielbiam te, które dałeś - niedzielne kazanie biskupa Barrona

Tytuł oryginalny: Love the Ones You’re Given — Bishop Barron’s Sunday Sermon

Data publikacji wideo: 2021-12-26

Wideo

Transkrypt po polsku

Pokój z Wami. Przyjaciele, w to Święto Świętej Rodziny — a więc jest to dzień po Bożym Narodzeniu — zdaję sobie sprawę, że prawdopodobnie wszyscy byliśmy niedawno z naszymi rodzinami, naszymi najbliższymi rodzinami, naszymi rodzinami rozszerzonymi. I chcę opowiedzieć o członku mojej dalszej rodziny. To zawsze skłaniało mnie do refleksji nad rzeczami bardziej duchowo i teologicznie mówiąc o moim wujku Tommym. Wujek Tommy był starszym bratem mojego ojca, chociaż przeżył mojego ojca o wiele lat, a wujek Tommy był w II wojnie światowej

— musiał wtedy mieć niewiele ponad dwadzieścia lat — i został wysłany do Anglii, a następnie do Europy, aw 1944 , zimą 1944 roku, walczył w bitwie o Ardeny. W każdym razie wraca do domu z wojny i pewnie dzisiaj powiedzielibyśmy, że cierpi na stres pourazowy, albo mielibyśmy jakiś sposób, żeby to zdiagnozować, ale to, co mu się tam przydarzyło, wpłynęło na niego bardzo negatywnie. A wujek Tommy miał po prostu trudny czas, kiedy wrócił do domu; nie mógł utrzymać pracy, dostał kilka różnych prac i nigdy ich nie miał przez bardzo długi czas, popadł w konflikt lub bał się iść do pracy czy cokolwiek.

Nigdy się nie ożenił, więc nie mógł tak naprawdę uporządkować swojego życia osobistego . I prawdopodobnie wielu członków jego własnego pokolenia uważało go za, no cóż, biednego Tommy’ego, biednego Tommy’ego. Cóż, powiem ci jednak, że my, dzieci, go kochaliśmy. Ponieważ jego rodzeństwo miało dzieci, ja i moi kuzyni, zbieraliśmy się u babci na wszystkie wielkie imprezy. A dorośli byli tam wszyscy i oczywiście byli dla nas dobrzy. Ale Tommy był szczególnie naszym przyjacielem. Grał z nami w piłkę nożną. Mam bardzo żywe wspomnienia gry w piłkę na ulicy przed domem mojej babci i Tommy’ego jako trenera i rozgrywającego, od którego jako dziecko nauczyłem się wielu sportów . Pamiętam, jak chodziłem do sierocińca Angel Guardian — Chicagończycy wiedzą, o czym mówię — i ścigałem się z nim po torze. Pamiętam, jak grałem z nim w koszykówkę jako dziecko. Innym wspaniałym darem, jaki miał mój wujek Tommy, był – w całości jestem Irlandczykiem, obie strony mojej rodziny, a on był jak uber- Irlandczyk – miał irlandzki dar opowiadania historii , dowcipów i humoru. Po prostu umarliśmy śmiejąc się, gdy opowiadał nam te cudowne historie, które uważał za bardzo zabawne i często myślę, że śmieliśmy się bardziej z jego śmiechu. W każdym razie był cudowny, gawędziarz i opowiadał nam historie, uprawiał z nami sport i był po prostu wspaniałym przyjacielem. Myślę, że to, co przydarzyło się wielu z nas, kuzynów, kiedy byliśmy starsi, okazało się, że może wyrośliśmy z wujka Tommy’ego, a potem zaczęliśmy żyć dalej i tak dalej. Mieszkał z moją babcią, a ona dożyła dość starej pani. Kiedy umarła, wujek Tommy był trochę zagubiony, więc dostaliśmy mu mieszkanie i został tam przez jakiś czas, ale potem pił za dużo albo stracił miejsce, czy cokolwiek. Po prostu trudno było utrzymać go w jednym kawałku. Tak czy inaczej, lata mijają, a on tam trzymał się i był chodzącym do kościoła. Był człowiekiem, który przejął od rodziców głęboką wiarę katolicką i praktykował ją. W każdym razie, staje się w końcu dość starym mężczyzną i było po prostu , jakby to powiedzieć, trochę trudne z różnych powodów dla Tommy’ego, aby przychodzić na rodzinne spotkania. Więc mój brat i ja uknuliśmy spisek, aby w Wigilię, a może kilka dni przed Bożym Narodzeniem, przywieźć go do domu mojego brata, na specjalną kolację z nim. Więc moim zadaniem w tamtych czasach było doprowadzenie go do jego mieszkania, co zawsze jest trochę trudne, a następnie przyprowadzenie go do mojego brata, a potem przyprowadzenie ich z powrotem. To jest 23 grudnia, 24 grudnia w Chicago. Więc zwykle była okropna pogoda, śnieg i lód , więc jechałem do mieszkania wujka Tommy’ego , znajdowałem go tam i wsadzałem do samochodu. W tym czasie był już prawie głuchy.

Myśleliśmy, że słyszy może trochę wybiórczo, ale był całkiem zły. I tak rozmawialiśmy w samochodzie, a on był bardzo uważny, w pewien piękny sposób, na kariery swoich siostrzenic i siostrzeńców. Śledził to , co robiliśmy. A mój brat w tamtych latach naprawdę wspinał się po szczeblach kariery w wybranym przez siebie zawodzie, jakim była gazeta. Był reporterem, potem redaktorem, a potem redaktorem naczelnym pewnej sekcji. W końcu został redaktorem naczelnym jednej z wielkich gazet w Chicago. Więc naprawdę robił swoje ruchy. Więc siedziałem w samochodzie, a wujek Tommy prowadził go, a on mówił: „Cóż, Johnny ma się naprawdę dobrze”. A ja mówię: „Tak”. “Co?” „Tak, Johnny ma się dobrze”. Potem była przerwa, a on mówił: „I nadal jesteś tylko księdzem?”

– Tak, wciąż tylko ksiądz. “Co?” „Tak, nadal jestem tylko księdzem”. Taki był więc charakter rozmowy z wujkiem Tommym. Docieramy do domu mojego brata i pamiętam to bardzo żywo. To było piękne. Miał dużą torbę, jak plastikowy worek albo worek na śmieci. Był wypełniony — nie wiem, skąd on to wziął — zabawkami i ubraniami dla dzieci mojego brata, które były wówczas bardzo małe. A on przychodził do domu, dosłownie jak Święty Mikołaj z torbą na ramieniu i otwórz ją. Myślę, że mój brat i szwagierka przyjrzeliby się uważnie, co dokładnie było w tej torbie, zanim dzieci się nią pobawią. też go kochaliśmy. Tak samo jak my, gdy byliśmy w ich wieku . Wyczuli nawet w tym staruszku, który jest głuchy i bardzo skompromitowany, że rozpoznali w nim ten rodzaj miłości.

Wujek Tommy zmarł w Nowy Rok. Myślę, że tak było. rok 2002, więc chcę powiedzieć prawie dokładnie dwadzieścia lat temu. I jest coś wzruszającego w sposobie, w jaki umarł, bo nawet przy całej jego walce Ze względu na wszystkie jego trudności, jak powiedziałem, chodził do kościoła i chodził na mszę typowo każdego dnia. Chodził z mieszkania do kościoła. I szedł na mszę w Nowy Rok i był głuchy jak kamień, więc nie słyszał zbyt dobrze ruchu ulicznego i potrącił go samochód, gdy jechał do kościoła. A oto jedna z wielkich ironii. Uderzył go rabin, który szedł na nabożeństwo. I umarł. Tak zginął Tommy. I tak wszyscy po prostu pochłonęła nas ironia, a w pewien sposób wzruszenie i piękno jego śmierci. Pamiętam, jak głosiłem na jego pogrzebie i powiedziałem: „Cóż, Tommy był zawsze rozczarowany, że nadal jestem tylko księdzem”. Powiedziałem więc: „Jeśli zostanę monsiniorem w ciągu najbliższych kilku tygodni, wiemy, że jest w niebie”.

W każdym razie, dlaczego opowiedziałem ci tę historię o wujku Tommym? Bo chętnie założę się, że prawie każdy, kto mnie słucha, ma w rodzinie kogoś takiego jak wujek Tommy.

Założę się, że każdy ma kogoś, kto może nie do końca pasuje, kogoś, kogo życie w pewnym momencie poszło z torów , kogoś, kto nie do końca pasuje, może jest trochę ekscentryczny.

I prawdopodobnie spędziłeś z nimi trochę czasu w ciągu ostatnich kilku dni.

Czego uczą nas rodziny?

Jedna lekcja, jak sądzę, jest taka, że ​​nie zawsze możemy wybrać ludzi, których kochamy,

ale otrzymujemy ludzi, których potem jesteśmy wezwani do kochania. Tak więc w mojej rodzinie, mojej dalszej rodzinie było wiele osób, które były bardzo sympatyczne, miały same dobre cechy i łatwo było z nimi spędzać czas.

Był ktoś taki jak wujek Tommy, który miał wspaniałe cechy, który był dla nas drogim przyjacielem, zwłaszcza gdy byliśmy dziećmi, ale był to także, nie wiem, rodzaj trudnej osobowości. Może dość łatwo byłoby powiedzieć: „Ach, wiesz, Tommy, nie zamierzam się nim zajmować”.

Ale myślę, że Bóg przez nasze

rodziny daje nam ludzi, których chce, abyśmy kochali,

a częścią tego, co czyni nasze rodziny świętymi,

jest to, że mamy tę zdolność, że pielęgnujemy tę zdolność do miłości, a nie tylko tych , których lubimy , z którymi wybraliśmy być, ale z ludźmi, których Bóg dał nam do miłości.

Oto coś jeszcze , druga duchowa lekcja, którą wezmę z historii wujka Tommy’ego. Więc nasza rodzina miała tego rodzaju cudowną, dziwaczną, ekscentryczną postać, wujka Tommy’ego,

część naszej dalszej rodziny.

Kiedy Słowo stało się ciałem, kiedy Bóg stał się człowiekiem,

Bóg wszedł do rodziny. Teraz Matka Najświętsza i św. Józef, dwaj najwięksi, najwznioślejsi święci w całej naszej tradycji. TAk. TAk. Byli najbardziej intymnymi członkami jego najbliższej rodziny.

Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, jacy byli kuzyni Matki Boskiej?

Jacy byli jej kuzyni w drugiej linii? Założę się, że wśród tych ludzi były jakieś ekscentryczne postacie .

Mam na myśli oczywiście Matkę Bożą, ale jej kuzynów w drugim i trzecim miejscu , ludzi, którzy mogą pojawiać się na rodzinnych spotkaniach — założę się, że było kilka dziwnych, dziwacznych postaci.

A co z rodziną Józefa?

Czy Józef miał ekscentrycznego wujka, stryjecznego dziadka, kuzyna lub siostrzeńca? Czy Jezus miał kuzynów , z którymi może trochę trudno było przebywać? Nie bardzo wiedzieli, co z nimi zrobić? Tak. Zajrzyj do tych wspaniałych genealogii z Ewangelii, które opowiadają historię dalszej rodziny Jezusa cofającej się w czasie. Czy są bohaterowie? W rzeczy samej. Ale czy jest też wiele podejrzanych postaci? Obstawiasz.

Dużo wątpliwych liczb? Absolutnie. I oto jest punkt, wszyscy, moja druga duchowa lekcja: Bóg uznał za stosowne wejść do takiej właśnie rodziny.

Bóg uznał za stosowne wejść w ten intymny związek, tak, z Matką Najświętszą i św. Józefem, ale także z tymi wszystkimi innymi ludźmi, którzy byli z nimi połączeni. Wszyscy ci różni krewni, wszyscy ci dziwaczni członkowie, niewątpliwie, z ich rodziny.

Bóg też ich kochał. Założysz, że kochał bohaterów i kochał tych, którzy byli trochę niesforni. I zobacz, to jest powód, dla którego jesteśmy wezwani

do kochania tych, których Bóg dał nam do kochania.

Nie tylko tych, których lubimy, nie tylko tych, których wybieramy, ale tych, których Bóg dał nam do kochania.

Więc może w tę niedzielę Świętej Rodziny odmawiam specjalną modlitwę za wujka Tommy’ego, który był dla mnie dobrym przyjacielem, kiedy byłem dzieckiem, i który był wspaniałą postacią, a także dziwaczną, ekscentryczną, wadliwą postacią. Dobra. Może mógłbyś pomodlić się za wujka Tommy’ego w swoim życiu i uświadomić sobie, że jesteś powołany do kochania, tak, wszystkich tych, których Bóg dał ci do miłości, ponieważ w ten sposób wszedł do ludzkiej rodziny.

Niech cię Bóg błogosławi.

Transkrypt po angielsku

Peace be with you. Friends, on this Feast of the Holy Family —so it’s the very day after Christmas— I’m aware that we’ve all probably been with our families very recently, our immediate families, our extended families. And I want to tell you about a member of my extended family. It has always caused me to reflect on things more spiritually and theologically talking about my Uncle Tommy. Uncle Tommy was my father’s older brother, though he outlived my father by many years, and Uncle Tommy was in the Second World War

—he must have been in his early twenties in those days— and he was sent over to England and then over to Europe, and in 1944, in that winter of ’44, he fought in the Battle of the Bulge. Anyway, he comes home from the war, and probably today we would say he was suffering from post-traumatic stress or we’d have some way to diagnose what it was, but whatever happened to him over there affected him very negatively. And Uncle Tommy just had a difficult time when he got home; couldn’t hold a job, he got several different jobs and never had them for very long, fell into conflict or he was afraid to go to work or whatever.

He never married, so he couldn’t really get his personal life quite in order. And he was probably looked upon by a lot of members of his own generation as, well, poor Tommy, poor Tommy. Well, I’ll tell you though, we kids loved him. So, as his siblings had kids, me and my cousins, we would gather at grandma’s house for all the great events. And the adults were all there and they were, of course, good to us. But Tommy was especially our friend. He would play football with us. I have very vivid memories of playing football on the street in front of my grandmother’s house and Tommy acting as the coach and the quarterback, and I learned a lot of sports as a kid from him. I remember going to Angel Guardian Orphanage —Chicagoans know what I’m talking about— and racing with him around the track. I remember playing basketball with him as a kid. The other great gift that my Uncle Tommy had was —I’m all Irish, both sides of my family and he was like uber-Irish— had the Irish gift of storytelling and of jokes and humor. We just died laughing as he would tell us these marvelous stories, which he found very amusing, and often I think we laughed more at his laughter. Anyway, he was marvelous, raconteur, and he would tell us the stories, he’d play sports with us, and he was just a great friend. I think what happened to a lot of us cousins as we got older, we found that maybe we had kind of outgrown Uncle Tommy, and then we began to move on with our lives and so on. He lived with my grandmother, and she lived to be quite an old lady. When she died, Uncle Tommy was kind of lost, and we got him an apartment, and he would stay there for a time, but then he’d drink too much or he would lose the place or whatever. It just was difficult to keep him kind of in one piece. So anyway, years go by, and he hung in there, and he was a churchgoer. He was a man who took in from his parents a deep Catholic faith and practiced it. Anyway, he becomes eventually a fairly old man and it was just, how should I put it, kind of difficult for different reasons for Tommy to come to the family gatherings. So my brother and I conspired to bring him to my brother’s house on Christmas Eve, or maybe a couple days before Christmas, to have a special dinner with him. So my job in those days was to get him at his apartment, which is always a little bit challenging, and then bring him to my brother’s and then bring them back. Now, this is December 23rd, December 24th in Chicago. So usually it was miserable weather and snow and ice, and so I’d drive down to uncle Tommy’s apartment and I would find him there and get him in the car. And by this time he was pretty much deaf.

We thought he could hear maybe a bit selectively, but he was pretty bad. And so we’d have these conversations in the car, and he was very attentive, in kind of a beautiful way, to the careers of his nieces and nephews. He followed what we were doing. And my brother during those years was really climbing the ladder in his chosen profession, which was the newspaper business. He was the reporter, then editor, and then editor in chief of a certain section. Then finally he became editor in chief of one of the big papers in Chicago. So he was really making his moves. So I’d be in the car with Uncle Tommy driving him and he’d say, “Well, Johnny is doing really well.” And I’d say, “Yeah.” “What?” “Yes, Johnny is doing well.” Then it’d be a pause and he’d say, “And you’re still just a priest?”

“Yeah, still just a priest.” “What?” “Yes, I’m still just a priest.” So that was sort of the nature of the conversation with Uncle Tommy. We get to my brother’s house, and I remember this very vividly. It was beautiful. He had a big bag, like a plastic bag or a garbage bag. It was filled with —I don’t know where he got these things— toys and clothes for my brother’s kids, who were very young at the time. And he’d come in the house, literally like Santa Claus with a bag over his shoulder, and open it up. I think my brother and sister-in-law would kind of take a careful look at what exactly was in that bag before the kids would play with it. But they loved him too. The same way we did when we were their age. They sensed even in this old man who’s deaf and very compromised, they recognized this sort of loving spirit in him.

Uncle Tommy died on New Year’s Day. I think it was the year 2002, so I want to say almost exactly twenty years ago. And there’s something poignant about the way he died, because even with all his struggles and all his difficulties, he was a churchgoer, as I said, and he would go to Mass typically every day. He would walk from his apartment to church. And he was walking to Mass on New Year’s Day, and he was stone deaf, so he didn’t hear traffic very well, and he was struck by a car as he was on his way to church. And here’s one of the great ironies. He was struck by a rabbi who was on his way to his church service. And he died. That’s how Tommy died. And so we all just were caught up in some of the irony and some way the poignancy and beauty of his death. And I remember preaching at his funeral, and I said, “Well, Tommy was always disappointed that I was still just a priest.” So I said, “If I become a monsignor in the next couple weeks, we know that he’s in heaven.”

Anyway, why did I tell you this story about Uncle Tommy? Because I’d be willing to bet, almost everybody listening to me has got someone in your family like Uncle Tommy.

I bet everyone’s got someone who’s maybe not completely put-together, someone whose life kind of got off the rails at a certain point, someone who doesn’t quite fit in, maybe is a little bit eccentric.

And you probably spent some time with them just in the last couple of days.

What do families teach us?

One lesson, I think, is, we don’t always get to choose the people we love,

but we’re given people that we’re then called upon to love. So there were lots of people in my family, my extended family, who were very lovable, who had nothing but good qualities and were easy to spend time with.

There was someone like Uncle Tommy, who did have marvelous qualities, who was a dear friend to us, especially when we were kids, but it was also, I don’t know, kind of a difficult personality. Maybe be pretty easy to say, “Ah, you know, Tommy, I’m not going to deal with him.”

But I think God, through our families,

is giving us the people he wants us to love,

and part of what makes our families holy

is that we have this capacity, that we cultivate this capacity of love, not just the people that we like, that we have chosen to be with, but the people whom God has given us to love.

Here’s something else, a second spiritual lesson I’ll take from the Uncle Tommy story. So our family had this kind of wonderful, quirky, eccentric figure, Uncle Tommy,

part of our extended family.

When the Word became flesh, when God became human,

God entered into a family. Now, the Blessed Mother and St. Joseph, two of the greatest, most sublime saints in our entire tradition. Yes. Yes. They were the most intimate members of his immediate family.

Do you ever wonder though, what were the Virgin Mary’s cousins like?

What were her second cousins like? I’d be willing to bet, there were some eccentric figures among those people.

The Blessed Mother, I mean of course, but her second and third cousins, the people that might show up at family gatherings —I bet there were a few odd, quirky figures.

How about Joseph’s side of the family?

Did Joseph have an eccentric uncle or a great uncle or cousin or a nephew? Did Jesus have cousins who were maybe a little bit difficult to be with? They didn’t quite know what to do with them? Yeah. In fact, go into those great genealogies in the Gospels that tell the story of Jesus’ extended family going back in time. Are there heroes? Yes, indeed. But are there a lot of shady characters too? You bet.

A lot of questionable figures? Absolutely. And here’s the point, everybody, my second spiritual lesson: God saw fit to enter into just such a family.

God saw fit to enter into this intimate connection, yes, with the Blessed Mother and St. Joseph, but also all these other people that were connected to them. All these different relatives, all these quirky members, undoubtedly, of their family.

God loved them too. Loved the heroes, you bet, and loved those who were a little bit off-kilter. And see that’s the reason why we are called

to love those that God has given us to love.

Not just those that we like, not just those that we choose, but the ones that God has given us to love.

So maybe on this Holy Family Sunday, I am saying a special prayer for Uncle Tommy, who was a good friend to me when I was a kid, and who was a marvelous figure and a quirky, eccentric, flawed figure too. Okay. Maybe you can say a prayer for the Uncle Tommy in your life and realize that you’re called upon to love, yeah, all those that God has given you to love, because that’s the way he entered into the human family.

And God bless you.